Dzisiejszej nocy Melka znów miaukoliła. W czasie, kiedy była na lekach, to się nie zdarzało. Dwójeczka w kuwecie złożona, wczoraj - po ryjodarciu, dzisiaj - po południu [w ciszy i skupieniu]. Sorkens, jeśli kogoś tematy kociego urobku brzydzą czy nudzą, ale to dla mnie akurat ważne: odwykłam od kociej syreny rozlegającej się między północą a wczesnymi godzinami rannymi. Próbuję dojść, co się w tym słonikowym łebku czy brzuchu? jelitach? dzieje. Powinnam założyć jakiś papiórowy dziennik obserwacji [jak kiedyś w podstawówce, kiedy babka z gery kazała kierunki wiatrów zapisywać przez kilka dni... muszę dodawać, że każdemu wiało inaczej I BYŁ TO ABSOLUTNY DRAMAT I TRAUMA? ;D]. Wykładałabym na stół elegancko przy każdej wizycie w lecznicy, bo mi z wiekiem pamięć i poczucie czasu szwankują.
Lolkowi odcięłam dojście do kabiny. Albo będzie lał do kuwety, albo... znajdę ślady gdzie indziej.
Aaaa... no i fota barłogu mojego:
Mimo wysokiej jakości fotki - robim, co możem! - da się jednakoż zauważyć składowisko duerelków kurzo- i sierściochłonnych popełniane dzień w dzień przez psa mego jedynego. Biała plama to Słonik/Melek/WyjecPółnocny. Później dołączyły inne potworzyska: czarne, biało-bure zaworkowe, bure-wiecznie-wqrwione i blondina. PeTris w petrisie...