Mój pies nie śpi w łóżku - powiedziałam rodzicom, zostawiając Pinę pod ich opieką, w psim przedszkolu...
W czasie dnia może leżeć obok mnie na tapczanie - spoko. Tu jeszcze z fastrygą na brzucholu. Masakrycznie powyciągane cycochy... Muszę przymierzyć jej jakieś szelki [te posabowe są zbyt duże, a obroże do mnie nie przemawiają], żeby jej nic nie ocierało.
Kiedy zadzwoni budzik, suczydło ładuje się do wyrka:
Psia stopa w zgięciu mojego łokcia.
Drzemka? Zawsze.
Na brzuchu wujka też damy radę pospać. Niemożliwościa jest, jak ta mała zaraza [charakterek to ona ma - żeby nie było!] owinęła sobie wszystkich wokół najmniejszego pazura.
Poryczałam się, kiedy po raz pierwszy tak się wyłożyła. To pozycja Sabiszona...
Niedziela była pierwszym dniem, kiedy PinkiWinki podjęła negocjacje: nim się położę, każę jej spadać do swojego wyra [nie chcę w nocy afer z kotami, a mam podejrzenie graniczące z pewnościa, że takowe mogłyby nastąpić, dziewczyna bywa nieco zaborcza]. Dotąd schodziła od razu po usłyszeniu polecenia, a wczoraj musiałam powtórzyć i udać, że wcale, ale to wcale nie widzę tego wzroku w stylu: zamordowalimidziadkówirodzicówimiskabyłapustaawogóletodziuraozonowainadszyszkownikhulaeeeej.