Wczoraj psica rodziców przeszła zabieg czyszczenia japiszona - zęby miał tragiczne, powinna już dawno mieć coś z nimi zrobione, ale padre obawiał się, że wyprawi psiaka w ostatnią drogę: Michoł jest wiekowy [16 co najmniej], a z ostatniej narkozy [czyszczenie zębów parę lat temu] wybudzał się naprawdę niefajnie. Ostatecznie udało mi się jakoś przekonać ojca, że sucz MUSI mieć zrobiony remont. Koniec. Jeśli Czarna [czyt.: CzarnyDekiel, który przy czyszczeniu zębów się zatrzymał] została pozbawiona zęboli i dycho, to Misia sobie nie poradzi? Poza tym wierz w weta swego :)
Nie wiem, czy o tym wspominałam: Czarnulec mój miał fatalne dziąsła, zapalenie bliliśmy sterydem. Odwlekałam decyzję o usuwaniu zębów, no bo jak to tak: młody kot i "łysy" w paszczy? Jak ogarnie? Widzieliscie kocie zęby? Powyrywanie tego wszystkiego, to jakby sięBoryna z pługiem po polu przeszedł... Jedno wielkie rozoranie. Poza tym ryzyko przy narkozie. Z drugiej strony: ona chrupki i tak połykała, nie gryzła. Z paszczaka... no cóż, tik-taki by tego zapaszku nie zamaskowały. Steryd i euthurox [młoda ma niedoczynność] do końca żywota? A jak coś mi się stanie albo wyjadę na parę dni - kto jej poda? No i Czarna coraz młodsza i zdrowsza nie będzie. Ostatecznie Doktor Ząbek ;) podjał się zadania, ja podjęłam decyzję i Dekiel odzyskał komfort. Zjeżdżamy ze sterydu - do końca marca powinno się udać, potem sprawdzamy, co z tarczycą. Na razie wygląda to zachęcająco - calcort ląduje w kociej paszczy co 5 dni [było co 2]. Na łapce wygolonej chyba we wrześniu pojawia się wreszcie czarne futerko. Coś tam nieśmiało się kluje na nosie i na uszkach... Myje się - czego wcześniej nie robiła, futro było fatalne...
Warto było! W zasadzie to mam do rwania jeszcze dwie ósemki...
^^
Czarna zdawała się kompletnie nie zauważać, że coś jej robiono i to dwukrotnie [usuwano po połowie paszczy, ma tylko kły i oby były grzeczne]. Przywoziłam do domu wybudzonego, swiadomego, głodnego jak cholera kota. I weź przetłumacz małpie jednej, że DZISIEJ NIE JEMY A JUTRO TYLKO MOKRE. Za pierwszym razem dramatycznie na powrót małej zareagowała Tosia - jeśli boicie się własnego kota wychowanego od kluski wielkości telefonu komórkowego [starego typu] - to jest coś na rzeczy, nie? Ale o tym innym razem. Teraz na szczęście obyło się bez żadnych akcji.
Dzisiaj próba generalna: Czarna UWIELBIA [wybaczcie capsa] zielony ogórek. Muszę uważać, żeby nie zostawić go w folii w zasięgu kociej paszczy, bo szaleniec zeżre i ogórek, i ten kondomek foliowy... Najlepszy jest ogórek kradziony i wywleczony w ustronne miejsce, obwarczany i w ogóle...
Dzisiaj zapomnę schować kawał słuszny ogóra. Jeśli podoła z konsumpcją - będą z niej koty :)