Kota się znalazła.
Siedziała w piwnicy - nie wiem, kiedy tam wlazła. Radość wielka. Mam słabość do tego parszywka małego...
A propos parszywków: Kokoś taki się miziasty zrobił, że strach. Melduje się w łóżku, mruczy, mizia, ślini, sadzi barany. Ociera o stopy [zębami też ;)]. Odzyskała apetyt - kilka dni temu nie wygladało to ciekawie: myślałam, że znów będę się bujać z próbami złapania gargamela, by móc dotachać go do weta. Odkryła na nowo tunel z piłką i morduje go bezlitośnie :) Soda nadal liże ścianę...
Sabiszon jest rozczulający: na czas mojej nieobecności ląduje u dziadków. Wiem, że ma się tam jak pączek w maśle, ale uparcie chce wracać ze mną do domu. W pewnym sensie przerażające jest takie oddanie...
BTW: nową minister edukacji ma zostać pani, która wiedzę o Katyniu, jak sama oświadczyła, czerpała z gazet wydanych przed wojną i książek historycznych wydanych w międzywojniu... Że nie wspomnę o innych obietnicach, z których teraz PiS ustami swoich przedstawicieli ładnie się wycofuje. Ciekawi mnie, czy ludzie naprawdę uwierzyli w te bzdety, czy po prostu walnęli POpisowego focha. Nic, demokracja ma swoje prawa. Na razie nie wynaleziono lepszego ustroju. Także tak... Siedzę. Patrzę... Popcorn. Więcej popcoooornu!
No nic, wracam sie kurować. Intensywny miniony tydzień plus działkowe zmagania chyba mnie nieco przerosły.