Pralka walczy. Odkryłam dwa zasikane posłania. Jeśli do tego dodać kałużę na kuchennym blacie sprzed kilku dni, to stwierdzam, że ktoś leje. Nie że kuwetkowy zaspał czy tam żwirek zagrabiony w prawo, a miał być w lewo. Chyba mamy problem.
Koncepcje, jak dziada złapać? Karol leci na pierwszy ogień podejrzeń, ale on raczej leje po pionowych powierzchniach... Czarna? Soda, Koko, Mela i Tosia na pewno korzystają z kuwety [co oczywiście o niczym nie przesądza]... W sumie dawno mnie u weta nie było, to już jakoś ze dwa tygodnie niemal?
Przed kilkoma dniami Saba podprowadziła biszkopcik. Taki ludzki. Ciacho takie. Bryknęła z nim do wyrka [mojego? naszego?]. Zdążyłam tylko warknąć: Te! Ale weź, nie nakrusz! - a zaraz potem przyszła refleksja: babo, gadasz do psa. Suczki pierworodnej osobistej, ale jednak do psa...
A jutro powrót do pracy po trzech tygodniach nieobecności. Jakby to ująć... O, panika to chyba odpowiednie słowo.