Wychodzi n a to, że obecny rok będzie rokiem jubileuszowym: zaczynam od ostatniej rocznicy - od przyjęcia na pokład sierściucha marki psiok. Lipiec 2010 roku. 11 lipca? Nie wiem, z tego dnia pochodzą pierwsze fotki Sabiszona. Miała wtedy osiem lat i wydawało mi się, że to całkiem sporo jak na psa. Jako trzynastolatka kondycję ma całkiem, całkiem. Męczy się co prawda w czasie upałów, dwa lata temu pojawiły się szmery na serduchu, już nie tak zwinni śmiga po schodach czy wskakuje na kanapę, ale ogólnie chyba się trzyma.
Bywało wesoło...
Na początku panicznie bała się szumu wiatru, deszczu - nawet niewielkiego, że już nie wspomnę o burzy czy fajerwerkach czy innych petardach. Chowała się pod biurkiem, kupka nieszczęścia. Przerażonego nieszczęścia. Przy wyprowadzaniu jej na dwór, musialam zanosić ją na koniec spacerniaka w nadziei, że kiedy pójdzie o własnych nogach w kierunku domu, przynajmniej spróbuje opróżnić pęcherz. Gdybym powiedziała, że jej przeszło, skłamałabym. Nadal dygocze ze strachu, zabukuje się w łazience, ale można z nią wyjść w celach toaletowych.
Poza tym [nie tyle mi to przeszkadza, co żal mi psiaka] to absolutnie przefantastyczny pies :)
W przyszłym miesiącu chciałabym powycinać jej różne dziwne rzeczy, które pojawiły się tu i tam, szczególnie ten guzik na nosie... Istnieje ryzyko, że może się odnowić. Podobną narośl miała w uchu - nie widzę jej... Taki jest plan, ostateczną decyzję podejmę chyba już w lecznicy: jeśli nie będzie wyraźnych przeciwwskazań - tniemy.
Pieseł UWIELBIA śnieg - negocjujemy w tym temacie ;)
Tu widać tego dzyndzla na nosie [musiał się pojawić w 2012/13...]
Z tego roku: całkiem żwawa, prawdaż ;)
Była jednym z czynników, który przyczynił się do podjęcia decyzji o kupnie działki:
Ze swoim ulubionym pancernikiem w paszczy i szaleństwem w oczach