Osoby wyczulone na punkcie piękna polszczyzny literackiej proszone o opuszczenie tego wpisu w tym momencie.
Jak nie urok, to przemarsz wojsk. Albo - jeśli jesteś szczęśliwym kuwetkowym sześciu futer marki kotus pospolitus - sraczka. Od poniedziałkowego wieczoru Koko [tak, Koko, która łaskawie przestała rzygać] raczy mnie obficie innymi niż dotychczas wrażeniami akustyczno - yyy... zapomniałam nazwy, skoczę se jeno po "Pachnidło" - olofaktorycznymi. Przeszłam dzisiaj na saszetki RC Gastro Intestinal, podejrzana jest karma z odkłaczaczem [RC HAIRBALL CARE], a może większe dawki paszy, która wydaję tej chudej osie... Poza tym zachowuje się normalnie, czyli spiernicza, kiedy do niej podchodzę, łasi się jak żwijka w rui, kiedy siedzę albo leżę. Żmijka. Chodziło mi o żmijkę, ale w zasadzie żwijka jako neologizm oddający akrobatyczne zdolności małej też ujdzie.
Także o: nie będę panikować!
Nie będę panikować...
Nie będę panikować?
Mogę sobie powmawiać pewne rzeczy, prawdaż. Aktualnie rozkminiam temat stosowania w życiu i ocenach podwójnych standardów - może nie chodzi dokładnie o moralność Kalego, ale bliziuchno.
Nic, czekam na rozwój sytuacji... W zasadzie, sądząc po pewnych oznakach, sytuacja się rozwinęła, zatem łopatki w dłoń i do kuwety marsz! Biegiem!
Klatka kenellowa jest mi potrzebna dla dziczka spod bloku... Netopsze...