No bo to jest tak: odkąd dziadek zamieszkał z moimi rodzicami i szczęśliwie stanął na nogi, a nawet próbuje wracać do swojego aktywnego trybu życia, przynosi ze spacerów różne suweniry: czasem kupi jajka z chowu domowego, bo akurat spotkał znajomego, który kury owe hoduje, czasem drogą kupna wejdzie w posiadanie odpustowych cukierków, czasem zrobi zakupy w mięsnym, bo akurat downo żeberek nie było, a on by zjod, a czasem po otwarciu drzwi słyszy się hasło:
- Jerzi, przyniósłech ci kosa...
Myślałam, że się przesłyszałam, ale jednak nie-e:
Wychudzony, bidny, młody. Sam do dziadka przylazł... Może nawet to jeden z lęgu odchowanego przez kosy na ojcowskim balkonie?
Trzymajcie kciuki.