No to jak, zaczęliście już przygotowania pod wyniki wyborów? Ostatni dzień w wolnej Polsce (och, ten optymizm, prawdaż...) postanowiłam spędzić na aaaabsolutnym lajciku. Realizacja planu przyszła mi z łatwością, bo zakwasy po wczorajszej działkowej orce porządnie dają się we znaki ;) Jako że poczucie humoru Marty Zabłockiej uwielbiam, pozwolę sobie zamieścić ilustrację, którą mi Fejsbunio dzisiaj wyrzucił; jeśli słowo na "s" zamienicie na "działka", otrzymacie identyczny efekt ;)
Psina nadal u rodziców - oczyściłam ranę, trochę paprze się fragment, który do tej pory był suchy - i wróciłam do domu. Wieczór zamierzam spędzić na dokończeniu książki, przy której co chwila robię takie: wooow... ale jak to tak? I mam na myśli nie żadne tam wydawnicze nowości, a tekst Droschera: "Reguła przetrwania". BTW, może znajdę tam jakąś podpowiedź, jak przetrwać następne cztery lata, nie popadając w alkoholozm ;)
A, no i obiecane wczoraj fotki Sabciowego grzbietu:
Wygląda zjawiskowo, wiem :) Zaczęło się rozłazić od środka i paprać. I powiekszać. w ogóle stres i szok [pierwsza fota]. Otwarte - idzie jak burza. Ku lepszemu idzie. Mam nadzieję, że nikt nie jadł właśnie kolacji ;)