21 grudnia 2010 roku miał miejsce bytomski desant . W mojej łazience wylądowała Soda, Koko i Wowek. Czas niesamowicie galopuje. Słodziak pozostał dzikusem, który zwykle nie pozwala do siebie podejść i pozostaje nieuchwytny, Koko czyni postępy. Pomaaaału, ale zawszeć coś... Wowek grzeje doopkeę we własnym domu.
Koko jednak wczoraj wyladowała w lecznicy. Haftowanie nie ustępowało - jeszcze nie było tak źle, jak za pierwszym razem [kilka miesięcy temu], ale już kiedyś szukałam lecznicy czynnej w Boże Narodzenie [półroczny Karol złamał se palec...]., a że Kokodyl jest pacjentem specjalnej troski - patrz akapit pierwszy - nie chciałam eksperymentować.
Od powrotu wymiotów nie odnotowano. Kociamber siedzi w transporterze. Podsuwam tylko co jakiś czas kuwetę albo jedzenie. Zapomnałam zapytać, jak długo działa ten przeciwwymiotny zastrzyk. Podstawa to dotrwać do 28 stycznia i zwykłych godzin pracy w lecznicy. Tak na wszelki wypadek...
Dobija mnie, że nie wiem, dlaczego Koko miewa takie problemy, nie umiem znaleźć reguły. Ponoć z tymi regułami w życiu to różnie bywa - zgadzam się z tym, ale... są reguły i reguły. Złamanie pierwszych pociąga za sobą zmianę planu i dostosowanie się do sytuacji. Złamanie drugich - bezsilność.